Wigilia Świąt Bożego Narodzenia 24.12.2016

Czy można być bardziej szczęśliwym, gdy zostaje się królem polowania, w dniu tak uroczystym, jak wigilia Świąt Bożego Narodzenia 24.12.2016 r. i w  tak doborowym towarzystwie ?

Przypadł mi ten zaszczyt. Cieszyliśmy się bardzo. I ja i vice król Krzyś  Farys, który w trzecim miocie, z chmary jeleni wybrał tatowym sztucerem łańkę i trafił precyzyjnie. Ma chłopak siłę w dłoniach, celne oko, którym popisał się, strzelając dzika w czasie tegorocznej wielkiej listopadowej pełni.

Namawialiśmy się na to polowanie  cały rok. Mój zięć Bartek uległ jednak presji naszych kobiet, nie przybył, ale  przygotował w Kaczce wspaniałą wigilię.

Gdy podczas jazdy z Albertem, w czasie jego rozmowy telefonicznej, z kimś kto składał mu tradycyjne świąteczne życzenia, usłyszałem „przecież w  Wigilię zawsze jestem w lesie”, zrozumiałem, że wszyscy jesteśmy zwariowani  tą pasją.

 

 

Obecni byli:  Albert Gralec, Tomek Borcuch, Marcin Gralec, Stefan Dryka z bratem i Zbyszek Farys  z synem Krzysiem . Dołączył do nas Paweł Załęski. Towarzyszył nam Tomek Wójcik, niezwykle konkretny kandydat na członka naszego koła. Ustrzelił już kilka jeleni,  realizując wyśrubowany plan.

Zbiórka była jak ongiś, przy młynie św. pamięci wuja Heńka Gralca, który uczył wielu z nas myśliwskiej przebiegłości. Wytrwały stażysta Gerard Zięba okazał się kluczowym sprawcą naszego pokotu.

Godzina ósma. Czarna stopa. Jest jeden stopień na plusie, ale po nocnym mrozie trawa jeszcze chrupie. Bez wiatru i deszczu, ale chmury kłębią się złowrogo. Już nikt nie przybędzie. Krótka odprawa. Wszyscy w nastrojach znakomitych. Każdy skrycie myśli, że to jego Pani wigilijne śledzie w tym roku będą najlepsze.

Polujemy w obwodzie nr 14. Miot pierwszy, tuż przy Zwałce głuchy. Świeże buchtowanie dzików. Szybka decyzja, weźmiemy długi młodnik przy Gościńcu Małyskim. Objeżdżamy, zachodzimy,  psy grają. Rozpoznaje głos Reksia który, jak to łajka, szczeka tylko na dziki.  Sekunduje mu jazgotliwa Kaja.

Biegnę działką w dół w stronę Zwałki.  Jestem ostatni na zachodniej flance.  Jakiś mały dzik kwiczy. Zwalniam, ale jestem zdyszany. Po obu stronach gęsty sosnowy młodnik. Psy, już są niedaleko. Nagle z lewa na prawo przebiega, równie jak ja wystraszona, wielka locha. Nie zdążyłem dobrze się złożyć. Zgórowałem, kolejne pudło z nowego sztucera. Psy przybiegły na strzał. Zawiodły się. Strzelec fajtłapa.

Nim ochłonąłem, na Strażowej padł pojedynczy strzał. Czyżby dziki rozbiegły się?. Zbiórka. Schodzimy się. Dojechał Stefan z bratem. Ale gdzie Zbyszek?.  Ktoś mówi, że to Zbyszek strzelał do cielaka i wszedł z Azą  na trop.  Nagle, słychać granie Azy. Gon zbliża się do nas. Ktoś krzyknął, „wybiegną na zrąb”. Byłem najbliżej, ruszyłem Strażową w kierunku zrębu.

Nagle, na drodze, ukazał się nam  wszystkim, ranny cielak.  Stał na sztorc i patrzył na nas. Przyklęknąłem, strzelać nie mogłem, bo nie miałem kulochwytu. Cielak stał na środku Strażowej. Czekałem, wszyscy patrzyli i gdy ruszył, do jego lewego boku oddałem celny strzał.

Chociaż raz, role się odwróciły, to ja Zbyszkowi dostrzeliłem zwierza.

Gratulacje i patroszenie, ale to młodzież wyręczyła nas dziadków.  Aza wie, że to jej też zasługa, warczy i odgania młodego Sako.

Tomek Borcuch namawia wszystkich, na powtórne wejście w nieopolowaną część ostatniego miotu. Zauważył podniesioną przez dziki siatkę. Miał rację,  mimo hałasu, strzałów, wataha dzików ostała się w gęstwinie. Ruszone, uszły bokiem bez strzału.

Co niektórzy, ukradkiem spoglądali na zegarki. Nie można, spóźnić się do domu na wieczerzę.

Ale knieja ciągnie jak magnes i bierzemy jeszcze jeden miot. Lewa flanka na  Nowej Drodze prawa na Gazowej. Zbyszek z psami i stażystą wejdą od Strażowej w kierunku na Zwałkę. Pokręcą się po licznych tam jodłowych ostępach i bukowych gniazdach.

Albert podwozi mnie na górkę i  jak zwykle życzliwie, radzi stanąć przed ogrodzeniem z betonowymi słupkami. To jest, jak twierdzi, niezawodny weksel.  Sam lokuje się dalej na północ i niżej,  gdzieś przy starej Czarnej drodze.

Staję na stanowisku i czekam, kombinuję czy nie przesunąć się na lepszą miejscówkę. Sztucer zarepetowany, iglicy nie naciągam, muszę nauczyć się, aby napinać ją tuż przed strzałem. Lunetę ustawiłem na 4, włączyłem kropkę.  Z oddali słyszę głos podkładającego. Zbliża się stażysta. Pomylił kierunki i wyszedł do nas,  na lewa flankę. Rozsądnie wraca w miot.

Za parę minut,  prawie w tym samym miejscu wychodzi dostojnie byk. Widzę lustro i brak prawej tyki. Selekt w pierwszej klasie wieku. Odległość ponad 100 metrów. Przechodzi wolno przez szeroką Nową Drogę, daje mi prawy blat. Jest szansa na dobry strzał. Powiększenie na 10 i strzelam. Zwierz przyjął kulę, przewraca  się  i natychmiast wygrzebuje z  głębokiego rowu, znika. Uf, było daleko.

Nim zdążyłem ochłonąć, gdzieś z kierunku Strażowej dobiega odgłos strzału i odbicia kuli. Jak okazało się później, Krzyś strzelił łańkę.

Koniec miotu, powoli idę na zestrzał. Ze mną stażysta. Znajdujemy farbę, kości. Byka słychać chyba w gęstwinie. Stażysta zauważa ruch. Ma lepszy wzrok, jest młodszy. Teraz i ja widzę łeb byka, a na nim drut z pętlą. Podchodzę, kolejny strzał kończy  żywot tego królewskiego zwierza.

 

 

Święty Hubert podarował mi jelenia udręczonego kłusowniczą pętlą. Uwolnił się z niej, ale drut werznął się w skórę i czaszkę. Tkwił tam od wielu miesięcy i ropiał.

Złom, gratulacje. Koledzy wyciągnęli byka z gęstwiny, za co byłem im bardzo wdzięczny.

 

Wreszcie upragniony moment, wzajemne świąteczne Bożonarodzeniowe życzenia i serdeczności. Nawet niektórzy, niektórym, w dniu tak uroczystym, wybaczyli zaszłości.

 

 

Pojawiły się śledzie z czterech różnych kuchni. Wszyscy zgodnie orzekli, że te z grzybami i na pomidorach od Pani Alicji Dryki były w tym roku najlepsze.  

 

 

Kto mógł, to spróbował pszenicznej z kłoskiem, ale i tym razem nie pokazała denka, bo każdy już  spieszył się do domu, do najbliższych.

 

Wszystkim kolegom bardzo dziękuję za  udział w polowaniu wigilijnym w obwodzie nr 14 i życzę nam wszystkim spotkania w tak doborowym towarzystwie za rok.

 

 

Skarbnik Jacek Chamerski